poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Wibo - Gel Like nr 7 Gosia

 
Wibo - Gel Like nr 7 zaprojektowany przez blogerkę Gosię, to jeden z lakierów z niedawno wypuszczonej, blogerowej kolekcji Wibo z nową "żelową" formułą.

Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do lakierów z nową "żelową" formułą, jako że naczytałam się sporo złego o tych lakierach, że smużą, wolno zasychają i są bardzo gęste/ciągnące się.
Jednak wybrany przeze mnie lakier (kolor) okazał się przeciwieństwem (prawie) wszystkich złych opinii.


Schnie normalnie (zwłaszcza z Top Coat'em), konsystencja jest normalna, pół lejąca, ale faktycznie nieco smuży.
Za to ma piękny kolor i bardzo ładnie błyszczy.
Bardzo długo szukałam właśnie takiego zabielonego odcienia błękitu, dlatego jestem w stanie wybaczyć mu smużenie.

Niestety pędzelek jest nietrafiony. Tak jak większość pędzli, nie pasuje do mojego "dziwnego" kształtu paznokci, co notabene można zauważyć na zdjęciach (przy skórkach).


Pędzelek nie jest ani za szeroki ani za wąski, ale jest gruby, przez co dziwne rozkłada się na paznokciach. Gdyby był spłaszczony jak pędzelki Golden Rose, to może łatwiej by było się nim posługiwać.
Ale jak wyżej wspomniałam, to też wina mojego kształtu paznokci, więc mało który pędzelek umie się dopasować.


Krycie ma dobre. Teoretycznie starczyłyby dwie warstwy, gdyby lakier nie smużył.
Niestety smugi nieco prześwitują, dlatego polecałabym nakładać trzy cienkie warstwy (ja zostałam przy dwóch grubszych, bo bałam się jak przy trzech lakier poradzi sobie z wysychaniem) .

A jak jest z trwałością?
Standardowo 1 dzień, ale jak już nie raz wspominałam, na moich pazurach nic się dłużej nie trzyma :/

Zdecydowaniem polecam ten lakier, ze względu na niesamowity kolor.
Nie wiem jak z jakością innych kolorów, ale przed kupnem polecam sprawdzić w drogerii jego konsystencję. Jeśli od razu jest gęstawa, to wybierzcie inny egzemplarz :]



Pojemność: 8,5ml
Cena: 5,99, aktualnie 4.99zł (w promocji w drogerii Rossmann)
Wyprodukowane w: Polsce
Dostępność: drogerie Rossmann


Użyłam:  Wibo - Gel Like nr 7 Gosia, odżywka Nail Tek - Foundation II i Golden Rose - Quick Dry Top Coat 

niedziela, 28 kwietnia 2013

Tangle Teezer Original


Dużo się naczytałam (na blogach) i nasłuchałam (na youtube) o "cudownej", plastikowej szczotce Tangle Teezer i po baaardzo długich namysłach postanowiłam się przekonać na własnej skórze (włosach), czy faktycznie jest co zachwalać.

Kilka tygodni temu zamówiłam własną szczotkę Tangle Teezer z już wycofywanej w Polsce (na zagranicznej stronie producenta w dalszym ciągu jest do nabycia) serii Original.
Niestety mocno się spóźniłam z decyzją kupna tej szczotki i zostały już tylko kolory różowy i czarny (a ja chciałam neonowy pomarańcz) w dodatku tylko u jednego sprzedawcy na Allegro.
Zdecydowałam się jednak na róż, który w rzeczywistości okazał się dużo mniej neonowy niż przypuszczałam, w cenie 48zł + 8zł przesyłka ...
Nie ukrywajmy, dużo jak na kawałek plastiku ...

Pierwsze co mnie zadziwiło po otwarciu pudełeczka (prócz koloru), to wielkość (przypuszczałam, że będzie odrobinę większa), trzy wygięte ząbki (które z łatwością udało mi się naprostować), oraz wykonanie ...

Wielkość okazała się idealna i przyjemnie się ją trzyma w dłoni, wykonanie jest karygodne jak na tak drogą szczotkę (w połączeniach dwóch plastików jest mnóstwo szczelin), a ząbki ... no cóż.
Wykonane z miększego plastiku (silikonopodobnego), które podczas szczotkowania przyjemnie masują głowę, ale łatwo się wyginają, więc nie wiem na jak długo posłuży mi ta szczotka do puki ząbki na dobre się wygną.


Co do super efektów, czyli: rozczesywanie splątanych włosów, nadawanie włosom połysku, zmniejszenie ilości wypadanych/wyrywanych włosów, to muszę się z tym wszystkim zgodzić, ale ...

Tangle Teezer faktycznie ładnie rozczesuje splątane włosy, jednak trwa to zdecydowanie dłużej niż np. grzebieniem (którego używam), oraz ciężko się nim ogólnie uczesać (np. zebrać włosy w wysoki kucyk). Dlatego aktualnie rozczesuje włosy TT, a później grzebieniem zbieram je w kucyk (lub inne uczesanie).
Połysk  może jakiś jest, ale jak dla mnie słabo zauważalny. Zobaczymy czy będzie lepszy po kilkumiesięcznym stosowaniu.
Zmniejszenie wypadania włosów teoretycznie też jest, ale to akurat nie jest dziwne, jako, że TT po prostu nam tych włosów nie wyrywa w takiej ilości jak inne szczotki (przynajmniej te z którymi ja się do tej pory zetknęłam).


Są jednak również dwa ogromne minusy, czyli elektryzowanie włosów i ich puszenie.
Możliwe, że przy dłuższych włosach puszenie będzie mniejsze (ja mam włosy raptem lekko za ramiona, tym bardziej, że ostatnio je podcięłam), niestety elektryzowania raczej nie da się wyeliminować, chyba, że będę używała tej szczotki TYLKO na wilgotne włosy, co się raczej mija z celem posiadania tak drogiego sprzętu.

Dodatkowo ta szczotka (moim zdaniem) zupełnie nie nadaje się dla włosów kręconych i falowanych (ja mam lekko falowane w zależności od ich humoru).
Przy rozczesywaniu moich włosów (na sucho) grzebieniem (z normalnym rozstawem ząbków), włosy nie były tak bardzo napuszone jak po użyciu TT.
Jednak do delikatnych włosów mojego synka, ta szczotka jest idealna, choć wiadomo, nieco za duża :P


Podsumowując ...

Plusy:
- ładnie rozczesuje splątane włosy
- nie wyrywa ich w takiej ilości jak inne szczotki
- nadaje połysk (choć minimalny)
- ciekawy wybór kolorów (na zagranicznej stronie producenta)
- wygodnie leży w ręku

Minusy:
- elektryzuje włosy
- puszy je
- ząbki się łatwo wyginają
- hałturskie wykonanie (szczeliny w połączeniu między plastikami)
- nie da się jej nosić z sobą w torbie (chyba, że się kupi wersję podróżną, co jest dodatkowym wydatkiem)
- wysoka cena


Czy polecam szczotkę Tangle Teezer Original? (o innych wersjach się nie wypowiadam)
Tak, ale raczej dla osób z długimi, prostymi i często plączącymi się włosami.
Dla pozostałych to tylko zbędny gadżet.

sobota, 16 lutego 2013

Siemię lniane - kuracja

Zdjęcie zaczerpnięte z www.ilewazy.pl

Wiedziałam, że siemię lniane jest dobre na problemy gastrologiczne, choć jak zawszę wolałam sięgnąć po pastylki na zgagę niż po siemię na którego efekty trzeba jednak poczekać, ale nie przypuszczałam, że "obślizgłe" ziarenka mają dobry wpływ również na włosy i paznokcie.

Jednak po przeczytaniu posta Anwen o jej miesięcznej kuracji tymi ziarenkami stwierdziłam, że co mi szkodzi spróbować.
W końcu szklanka dziennie (łyżka stołowa zalana gorącą wodą) to nie tak duże poświęceni, tym bardziej, że siemię nie jest jakoś wyjątkowo niesmaczne. Trzeba się tylko przyzwyczaić do glutowatej mazi jaką wytwarzają ziarenka pod wpływem moczenia.

Tak więc postanawiam od jutra pić codziennie siemię lniane przez minimum miesiąc i przekonać się, czy faktycznie moje włosy zaczną szybciej rosnąć, oraz czy poprawi się kondycja moich paznokci, które ostatnio są w opłakanym stanie i niestety muszą być cały czas ścięte na krótko.

niedziela, 3 lutego 2013

Zakupy lakierowe

Jakiś tydzień temu byłam w Biedronce i własnym oczom nie wierzyłam, gdy zobaczyłam lakiery Bell Air Flow "Lotus Effect" w kosmicznie niskiej cenie, bo jedynie 3,99zł za sztukę.
Rzuciłam się na cztery kolory (niestety nie było zbyt wielkiego wyboru ... same stonowane kolory), tym bardziej, że pamiętam, że ostatnim razem te same lakiery w Biedronce były po 5,99zł, a w innych drogeriach można je dostać o wiele drożej, nawet po 11zł O_o

Mój wybór padł na:


neonowy pomarańcz nr 11
ciemną czerwień nr 14
bordowy nr 15
cukierkowy różowy nr 19

Jak na razie wiem, że różowy ma słabe krycie, bo po dwóch warstwach wciąż widać białę końcówki, oraz ma wykończenie perłowe. Pozostałych lakierów jeszcze nie zdążyłam otworzyć.

Jeden największy minus tych lakierów?
Że nie mają numerków wyrytych/wydrukowanych na buteleczce, tylko na kartoniku który się wyrzuca.


Dodatkowo tego samego dnia w drogerii kupiłam dwa lakiery MIYO.
I tutaj również było moje ogromne zdziwienie, ponieważ zaszłam do jednej z droższych drogerii w moim mieście i nawet się nie spodziewałam, że znajdę tam lakiery tej firmy, bo bywają one w tej drogerii wyjątkowo rzadko a jak już są, to w zawyżonej cenie (przeważnie po około 5,99zł) i jakie było moje zdziwienie gdy moim oczom ukazało się pudło przepełnione lakierami MIYO Mini Drops w kolorach których wcześniej nigdzie nie widziałam za jedyne 3,99zł (czyli standardowa cena bodajże narzucona przez firmę MIYO).
Skusiłam się jednak tylko na dwa lakiery:


Pierwszy to różne kolorowe flejki zanurzone w różowej, transparentnej bazie o nazwie "Mix".
Wygląda niemal identycznie jak fleiki z My Secret nr 104, tyle, że w MIYO tych kolorowych płatków jest zdecydowanie mniej, oraz My Secret jest w przeźroczystej bazie, więc możemy teoretycznie nałożyć go na każdy lakier.
Z MIYO nie wiem jak ten Top Coat (bo ten lakier zdecydowanie jest nawierzchniowy) zachowałby się na lakierach w innym kolorze niż różowy.

Drugi lakier, to metaliczno-złotawo-srebrne coś ...
Bliżej nie do określenia puki go nie nałożę na paznokcie a jest to nr 70 "Mirage" ;]


Ostatnio bardzo zaniedbałam prowadzenie bloga, ale najzwyczajniej nic mi się nie chce.
Pogoda jest paskudna i na nic czasu nie mam.
Już nie mogę się doczekać wiosny, słońca, ciepłych dni, spokojnego wychodzenia na spacery bez ubierania się w trzydzieści warstw ubrań i śpieszenia się ze wszystkim zanim się nie ściemni.

Cały czas przybieram się do notki o płynach Original Source, bo chciałam skrobnąć o nich swoje trzy grosze, ale zawsze coś ...

Przeważnie jest problem z robieniem zdjęć ... dzisiaj udało mi się je zrobić, tylko dlatego, że mogłam lakiery rozłożyć na synowym krzesełku do karmienia >_<

Dlatego bądźcie cierpliwi, bo notki będą na pewno się pojawiać, nie wiem tylko z jaką częstotliwością :]